Sześć miesięcy od wypłynięcia okrętu Bonkers-Jaszczur.
Cztery miesiące i dwa tygodnie od pojmania Eleny Petrescu.
Miesiąc, tydzień i trzy dni od zachorowania naszego drogiego Prezesa RPPBRK.
Trzy tygodnie od cudownego ozdrowienia (choć opicia urodzin kuzynki z Rotrii nie możnaby chyba nazwać cudem) J. Soburtutha.
Okręt transwymiarowy Bonkers-Jaszczur nagle gwałtownie staje w trakcie imprezy z DJ Kaszalotu Dua. Przed wyjściem Komendanta Melanżu, Nurikona Sobuta-Lema raVanki, sprawdza on na swoim netbooku made in RSIT położenie statku. Jego aplikacja synchronizuje odczyty GPSu z danymi satelitarnymi z Moorbhan Maps i uparcie twierdzi, że tutaj nie dość, że jest morze, to w dodatku głębokie.
Po zjawieniu się na mostku (i uprzednim wysprzątaniu korytarza, bo aż mdliło od zapachów), przez okno widać ląd.
Że co, kurwa!? -Oznajmił Nurikon.
Nagle, przez kapitańską kryształową lunetę, zobaczył tubylców. Ubrani byli w ubranka a'la lata 90'te (koszulki Ekkore Bulls, czapeczki Pentagramu Krez, krótkie spodenki z logo programu "Przybysze z Khandplanety"). Wbrew pierwotnym obserwacjom, nie zmierzali w kierunku statku. Superpotężne czujniki statku wychwyciły ich rozmowę. Oto jej fragment:
-ty
-no?
-a co jak
nas
sarmaci nie uznajom?
-to nic
to ich zaatakujemy
i podbijemy
bo jesteśmy
najlepsi
i
mamy
ładniejszą
stronę!!!
-świetny plan
Wasza Wysokość.
[W cytacie zachowano oryginalne pauzy, zamieniając je na znak nowej linii.]
Po trwających kilkanaście minut poszukiwaniach wyszukiwarką Moorbhan , ustaliliśmy, że owi tubylcy to Białeńczycy - uchodźcy z Sarmacji, którym sytuacja kraju nie odpowiadała na tyle, że postanowili usypać własną wyspę i na niej osiąść.
Tubylcy jednak szybko odbiegli wrzeszcząc coś o szatanach i wojnie z Sarmacją. Nic dzienwgo, w końcu cała załoga okrętu zdążyła juz wyjść na pokład.
Trwa proces decyzyjny - czy próbować wypchnąc okręt i płynąć dalej, czy spróbować poznać bliżej tubylców?
Więcej w następnym odcinku!